Autorka: Lena Sędkiewicz
Czy istnieje osoba, która nie poczuje ukłucia zazdrości, widząc zdjęcia znajomych z workation w egzotycznych lokalizacjach? Albo kto nie zacznie zgrzytać zębami z zazdrości o przyjazne biuro w domu i kubek gorącego napoju, gdy sam idzie do biura w śnieżną lub deszczową pogodę? Praca freelancera może być obiektem wielu tęsknych westchnień – ale czy na pewno niesie ze sobą tyle korzyści, ile podpowiada nasza wyobraźnia?
Kim jest mityczny freelancer?
Zanim zagłębimy się w plusy i minusy pracy freelancera, określmy, kim jest nasz “mityczny” freelancer.
Dla potrzeb tego tekstu założę, że nasza freelancerka to kobieta w wieku 30+, która 3 lata temu zmieniła branżę na IT. Prowadzi ona własną działalność gospodarczą i zajmuje się web developmentem, czyli szeroko pojętym budowaniem stron WWW.
Z barwnego opisu ze wstępu naszej freelancerce zostaje tylko kubek gorącego napoju. Kryzys na światowych rynkach sprawił, że jedyne workation, które na razie może uprawiać, to to z Los Kanapos lub Sofa del Mar w pokoju dziennym albo to z Santa Sypialnia. Nasza freelancerka nie traci jednak pogody ducha i dzielnie wycina maczetą programistycznych umiejętności swoją drogę w IT.
Mamy naszą, już trochę mniej mityczną personę. Czas więc na notatki, didaskalia i inne dodatkowe zapiski z życia freelance web developera.
Notatka 1: elastyczny czas pracy
Nie zliczę, ile firm określa elastyczny czas pracy jako benefit. Jego niewątpliwym plusem jest możliwość wyjścia w “klasycznych” godzinach pracy, by załatwić sprawy na mieście, skoczyć do urzędu lub lekarza, a czasem po prostu zrobić zakupy w godzinach, gdy w sklepie jest mniejszy tłok. Niektórzy chętnie przejdą się w ciągu dnia na spacer albo pójdą na siłownię czy basen. Żyć, nie umierać!
Rzeczywiście, elastyczny czas pracy jest benefitem, potrafi jednak być bardzo złudny. Czemu? Ponieważ elastyczność wymaga sporej dozy dyscypliny. Przyjście do pracy na 9 i wyjście o 17 narzuca pracownikowi stan skupienia – wejścia w pracę. Jeśli jednak to my możemy zadecydować, w jaki sposób zaplanować dzień pracy, może się okazać, że nasza uwaga rozprasza się na różne strony, a dzień pracy kończymy nawet dopiero o północy. Nasza mityczna freelancerka może skorzystać z elastycznego czasu pracy. Jeśli należy do grupy ludzi, którzy są bardziej produktywni popołudniami, ma wreszcie szansę pracować zgodnie z rytmem swojego organizmu, co nie zawsze jest możliwe w pracy na etat.
Jednocześnie jednak napotyka pewne… wyzwania. Kontakt z klientami może wciąż wymagać wcześniejszego wstawania. Poza tym, rozpoczęcie pracy, gdy nic i nikt nas nie goni, wymaga niemałej dozy samodyscypliny. Podobnie – kończenie pracy o rozsądnych godzinach.
Ludzki organizm lubi powtarzalność. Jeśli więc każdego dnia pracujemy w innych godzinach, może nie do końca dobrze znosić taki układ. W tym kontekście przypomina mi się, jak na początku mojej przygody z freelancingiem zdarzało mi się pracować w tygodniu do 4 czy 5 rano. Moja produktywność w nocy była wysoka, ale jednocześnie mój organizm źle znosił wstawanie o 12, podczas gdy w inne dni kładłam się spać o północy i wstawałam o 9.
Jeśli więc mamy założenie, w jakich godzinach chcemy pracować i ile mamy przepracować godzin danego dnia, mamy szansę zaplanować nasze godziny pracy, np. 8 godzin między 9 a 19. Trzymając się takiego planu możemy korzystać z uroków elastyczności, a jednocześnie dajemy sobie przestrzeń, by zamknąć pracę o sensownej (dla nas) godzinie, zadbać o odpoczynek i sen.
Notatka 2: (nie)normowany czas pracy
W Polsce standardowy etat to 40h pracy w tygodniu. Będąc na freelancingu w ostatnich tygodniach coraz częściej dobijam do ok. 50 godzin pracy tygodniowo i zdarza mi się pracować po 10 h dziennie, by być na bieżąco ze wszystkimi zadaniami, jakie stawia przede mną prowadzenie jednoosobowej działalności gospodarczej, a także zadbać o rozwój.
Praca na etat ma jeden spory benefit, który widać dopiero po przejściu na freelancing. Jeśli masz stałą pracę i możesz spodziewać się, że dopóki nie pojawi się kryzys i zaczną się masowe zwolnienia to będziesz mieć tę pracę, aż do końca okresu wypowiedzenia. To daje spory, często nieuświadomiony komfort psychiczny.
Freelancer musi sam zadbać o to, by mieć cały czas zlecenia, co wiążę się z przeglądaniem i pisaniem ofert, odpowiadaniem na zapytania – bez pewności, że spędzony na tym czas się zwróci. To jednak nie zmienia faktu, że musi wyrobić odpowiednią liczbę godzin, by zarobić na życie. Dodatkowy czas, który nie daje bezpośrednio pieniędzy, a który trzeba zainwestować, to też czas spędzony na budowaniu marki osobistej za pomocą rozwijania własnej strony, zaangażowania w social mediach, networkingu czy wystąpień na konferencjach.
Freelancerowi na JDG nie przysługuje płatny urlop, więc wszelkie wyjazdy zmniejszają jego przychód – w tym czasie przecież nie pracuje. Jednocześnie, jeśli nie ma już rozbudowanej sieci kontaktów i zbudowanej mocnej marki osobistej lub stałych klientów, musi zainwestować czas w to, by świat się dowiedział o nim i o jego kompetencjach.
I jeszcze wisienka na torcie: freelancer zazwyczaj działa na JDG, czyli ma własną działalność gospodarczą. Jej ogarnięcie też zajmuje nieco czasu. Trzeba zrobić księgowość, opłacić ZUS, podatek, czasem załatwić sprawy w urzędzie, a przede wszystkim – jednym okiem zerkać w stronę zmian prawnych, by prowadzić na bieżąco potrzebną dokumentację i wiedzieć, ile czasu należy ją przechowywać i na jakich zasadach.
To, co w firmie robią dedykowane do tego działy (np. HR, marketing czy dział sprzedażowy), spoczywa na głowie naszej freelancerki i jest “kosztem” elastyczności freelancerskiej. Oczywiście, samo budowanie marki osobistej czy networking przydają się również gdy pracujemy na etacie – w końcu etat nie oznacza jednej pracy na całe życie i warto być przygotowanym na zmiany. Jednocześnie jednak będąc na etacie zazwyczaj nie musimy się starać o to, by mieć czas pracy zapełniony zadaniami, które przyniosą zyski.
Notatka 3: uroki pracy zdalnej
Freelancerzy mają spore możliwości jeśli chodzi o pracę zdalną. Nasza mityczna freelancerka może skorzystać więc z takich benefitów jak późniejsze wstawanie (zazwyczaj nie musi dojeżdżać do pracy), drzemki w ciągu dnia, wyjście na spacer czy nastawienie prania w przerwie między jednym i drugim zadaniem. Może czasem pracować z kanapy, lub własnego łóżka, siedzieć cały dzień w piżamie lub brać prysznic raz na tydzień.
Jednak to, co wydaje się być benefitem, jest znów przestrzenią, w której można sobie mocno zaszkodzić.
Możliwość pracy w piżamce czy z łóżka brzmią kusząco, lecz źle wpływają na psychikę. Praca w piżamce sprawia, że zacierają się granice między czasem pracy i czasem odpoczynku. Praca z łóżka z kolei buduje skojarzenia, iż łóżko służy nie tylko do spania.
O ile czytanie w łóżku nie jest jeszcze sporym problemem, o tyle praca prędzej czy później może powodować problemy ze snem – w końcu mózg już nie wie, czy to miejsce gdzie należy być gotowym do pracy czy wyciszać się do snu? Zacieranie się granic między pracą i odpoczynkiem / życiem domowym w dłuższej perspektywie sprawia, że nasze ciało funkcjonuje gorzej, nie wiedząc, kiedy jest czas na odpoczynek (w łóżku i w piżamce) a kiedy na pracę.
Innym problemem z pracą zdalną jest brak konieczności wychodzenia z domu. Tak, ma to swój urok, jeśli nie musimy w zimowy poranek szczękać zębami na przystanku i potem tłoczyć się w autobusie. Jednak samo wychodzenie z domu by wyrzucić śmieci, na zakupy czy okazjonalne spotkania ze znajomymi to trochę za mało, by nasza głowa dobrze funkcjonowała. Widok tych samych 4 ścian w pewnym momencie potrafi dać wrażenie uwięzienia. Warto zadbać o regularne wychodzenie z domu – zaplanować wyjścia na spacer czy w inne miejsca typu siłownia, kawiarnia etc.
Wróćmy jeszcze na chwilę do tematu pracy z łóżka, kanapy czy innego miejsca typu stół w kuchni. Czasowo może to być pomocne rozwiązanie, jednak docelowo konieczne jest zbudowanie odpowiedniego stanowiska pracy, zgodnego z zasadami BHP. Bez nieco nasze plecy, nadgarstki, szyja, kark, a z czasem np. wzrok zaczną się buntować tak, że nasz budżet zaczną drenować wydatki na wizyty u fizjoterapeuty i u lekarzy różnych specjalności.
Notatka 4: dbanie o siebie to mus
Nasza mityczna freelancerka potrafi już zadbać o dobrą organizację pracy, stworzyła przestrzeń do pracy, jakoś godzi prowadzenie działalności, pracę, promocję i naukę. Jest w stanie prowadzić komunikację z klientami, kodować różne rozwiązania, pracuje tak, że ma też jakiś czas na odpoczynek.
Będąc freelancerem i mocno wkręcając się w swoją pracę łatwo jest zapomnieć o odpoczynku. Praca daje dopaminowego kopa, więc łatwo zapomnieć o regularnym jedzeniu, rozciąganiu w ciągu dnia pracy czy o tym, żeby wieczorem zamiast siedzieć wciąż przed komputerem np. poczytać książkę.
Czasem pomocna jest technika pomodorro, dzięki której można podzielić czas pracy na mniejsze kawałki (np. 25 minutowe) i wykorzystywać przerwy do przejścia się po mieszkaniu. Czasem pomaga nastawienie budzika na godzinę, o której musimy zacząć gotować lub odgrzać obiad. Czasem potrzebne są jednak działania radykalne – zaplanowanie odpoczynku.
Dla mnie planowanie odpoczynku to działanie dość radykalne, ponieważ oznacza to, że jestem tak zabiegana że muszę planować coś, co powinno być oczywiste. Jeśli jednak nie mam opcji, by zmniejszyć ilość zadań, to pomocne jest nie tylko planowanie odpoczynku, lecz także określenie:
- Po której godzinie nie sprawdzam maila firmowego
- Po której godzinie nie pracuję
- Jakie formy aktywności pozwolą mi przełączyć się w tryb odpoczynku
To pozwala zadbać o to, by następnego dnia zacząć pracę ze świeżą głową.
Mityczny freelancer – programista w IT
Branża IT ma dla mnie swoją dodatkową specyfikę. Choć podobnie jak w wielu innych branżach konieczny jest nieustający rozwój czy dobre planowanie, ma też coś, czego nie doświadczyłam pracując jako freelancer w innych branżach.
Będąc nauczycielem, copywriterem czy nawet psychologiem mój kontakt z innymi ludźmi był dość ograniczony. Ustalaliśmy, co jest do zrobienia i na kiedy (lub kiedy umawiamy się na sesję) i zazwyczaj do momentu wykonania zadania czy spotkania się na sesji kontakt urywał się.
Pracując na projektach IT muszę ogarnąć sporo komunikacji – z klientami, z osobą od projektu graficznego, czasem z osobą tworzącą coś na backendzie. Omawiamy specyfikę projektu, problemy, nowe rozwiązania, raportuję co zdołałam zakodować. Czasem komunikujemy się na spotkaniu, innym razem mailami, na tablicy czy na komunikatorze, np. Slacku. Komunikuję się też z potencjalnymi klientami, oraz z innymi programistami, jeśli mam problemy z zakodowaniem czegoś i ChatGPT oraz StackOverflow nie wystarczą. To sprawia, że planowanie pracy staje się wyzwaniem, w którym próbuję połączyć efektywną pracę w skupieniu i komunikatywność.
Poza tym w IT mam więcej sytuacji, w których muszę przetłumaczyć specjalistyczną wiedzę na zrozumiały dla klienta, product ownera, backendowca czy managera język. Czasem wytłumaczenie, czemu dany button powinien się danych rozdzielczości zachowywać się tak a nie inaczej graniczy z cudem – po prostu każda rola posługuje się innym technicznym lub wręcz nietechnicznym narzeczem. Dodajmy do tego jeszcze kwestie SEO, dostępności czy security. Taka komunikacja wymaga wiele wyobraźni, cierpliwości i życzliwości.
Dodatkowo praca freelancera sprawia, że moim pierwszym źródłem szukania rozwiązań w przypadku problemów jest internet, a nie nagromadzona w firmie wiedza. To z kolei zwiększa mój poziom stresu i nawet te 3 lata pracy programisty na karku niewiele go redukują.
W codziennej pracy częściej niż na etacie dochodzę do własnych granic, przez co częściej szukam sposobów, by zadbać o siebie, o swój dobrostan, o rozwiązanie problematycznych kwestii we własnym zakresie. Freelancing daje mi dużą swobodę działania, ale jednocześnie dodaje nieco obciążenia – samotna walka jest często trudniejsza niż działanie w grupie.
—
Lena Sędkiewicz, Freelance Web Developer, z pasją tworzy w React, JavaScript oraz WordPress. Zajmuje się projektowaniem nowych komponentów, refaktoryzacją kodu, i zarządzaniem stronami opartymi o WordPress i Webflow. W pracy łączy umiejętności programistyczne z kompleksowym podejściem do stron www, optymalizacją SEO i zarządzaniem Google Tag Managerem. Od 2010 roku, po eksploracji różnych ścieżek kariery, programowanie stało się jej główną pasją. Obecnie rozwija swoje umiejętności w React.js, znajdując radość w rozwiązywaniu problemów i debugowaniu oraz wspiera inne kobiety na ich ścieżce kariery działając w społeczności Flynerd Coding Gang.